run-log.com

środa, 29 grudnia 2010

Staroroczne postanowienia

Zbliża się Sylwester, czas więc najwyższy na spisanie noworocznych postanowień i konsekwentne spychanie na tę listę wszystkich tych czynności, które planowało się zrobić jeszcze przed końcem roku... Obejrzenie nowych odcinków Californication załapało się oczywiście jeszcze na 2010. Bo najważniejsze jest to, by odpowiednio określić sobie priorytety...

wtorek, 28 grudnia 2010

Marnotrawstwo

Po tym jak obejrzałem wszystkie dotychczas wypuszczone odcinki 'Jak poznałem waszą matkę' nie bardzo wiem co ze sobą zrobić w wolnej chwili i na co teraz marnować czas... Na szczęście Californication wraca już niedługo! A do tego czasu czyżbym rzeczywiście był skazany na bezprzerwową naukę? Istnieje w ogóle coś takiego?..

niedziela, 26 grudnia 2010

Penisy na szybach

Wychodząc dziś z domu, spostrzegłem, że na sporej liczbie samochodowych szyb ktoś wyrysował męskie przyrodzenie. Zakładam, że autorami tych 'malowideł' nie są spragnione czułości kobiety, lecz mężczyźni, a raczej chłopcy. Dlaczego więc akurat penis? O ile piękniejszy byłby Świat gdyby wszyscy oni rysowali w zamian kobiece piersi...

piątek, 24 grudnia 2010

Wesołych Świąt!

Chciałbym życzyć Szanownym Czytelnikom spokojnych i radosnych Świąt Bożego Narodzenia!
Pragnę również bardzo podziękować za niesamowity prezent w postaci siedmiotysięcznych odwiedzin!

czwartek, 23 grudnia 2010

Korepetytant i dziki na Święta atak

Pochwalić się chciałbym, że mój korepetytant z czterech jedynek (co po szybkich i skomplikowanych obliczeniach w pamięci dawało średnią równą jeden) wyciągnął dwa na koniec semestru. Spowodowało to - wraz z dzikim dzików na Dębiec atakiem - brak korepetycji w tym tygodniu. Przykro mi więc, lecz z powodu finansowego kryzysu i braku korepetycji, prezentów w tym roku nie będzie... Na szczęście przecież nie o prezenty w Świętach chodzi - chodzi o sałatkę!

środa, 22 grudnia 2010

Żelowy gwiazdor i nocne pranie

Cieszę się, że idą Święta, naprawdę! Zwłaszcza, że kończy mi się żel pod prysznic, a od jednej z Cioć, tzn. ekhm, Gwiazdora (trza się pilnować, choć wątpię by tego bloga czytały jakiekolwiek dzieci) zapewne - jak co roku zresztą - jakiś zestaw kosmetyków dostanę... Gwiazdorze, przybywaj!

Jest godzina 03.30, właśnie wrócili Współlokatorzy i... wstawili pranie. Naprawdę mam nadzieję, że pod nami nie mieszkają żadni właściciele siłowni np...

wtorek, 21 grudnia 2010

Gwiazdorowa broda

Przypadkiem wyhodowałem taki zarost, że spokojnie mógłbym z Gwiazdorem w konkursie na najdłuższą brodę w szranki stanąć...

Po wczorajszej plenerowej degustacji piwa mogę śmiało odhaczyć jedną z pozycji na liście 'zawsze chciałem', mianowicie zawsze chciałem podjechać pieszo do okienka McDrive. W okołoświątecznym czasie rzeczywiście spełniają się marzenia...

poniedziałek, 20 grudnia 2010

Do boju Polsko!

Mecz piłki ręcznej ma nad meczem piłki nożnej tę niezaprzeczalną przewagę, że jeśli zagapisz się akurat gdy padnie bramka, to i tak masz pewność, że zobaczysz co najmniej kilkanaście innych goli... Dzisiejszy mecz Polska oczywiście wygrała, także Rumunia póki co pozostaje nie tylko bez łabędzi, ale i bez zwycięstwa...

niedziela, 19 grudnia 2010

Szlagier

Już jutro wybieramy się na szlagierowy mecz towarzyski reprezentacji Polski piłkarzy ręcznych z Rumunią. Pikanterii temu starciu dodaje fakt, że Polska reprezentacja występować będzie bez zawodników z lig zagranicznych... W pierwszym starciu obu drużyn rozgrywanym w Zielonej Górze nasze Orły przegrały 26 : 28. Mam nadzieję, że jutro wzlecą - wraz z całą Areną!

piątek, 17 grudnia 2010

Współlokatorzy

Od dziś jestem szczęśliwym posiadaczem dwójki nowych współlokatorów. Tak, tak - mieszkają w tym śmierdzącym pokoju (bardzo ładnie go sobie urządzili, swoją drogą) o którym tak wiele pisałem... Mimo wszystko wydają się sympatyczni, choć nie ukrywam, że mieli ze mną bardzo ułatwione zadanie, ponieważ już od samego początku (nawet zanim zdążyłem ich poznać osobiście) ujęli mnie bardzo - sprowadzeniem do kuchni opiekacza... Niech żyją (?) tosty!

środa, 15 grudnia 2010

Lublin jako miasto ludzi ekscentrycznych

Być może w Lublinie odsetek ludzi ekscentrycznych nie odbiega od krajowej normy, jeśli jednak tak jest, to ja będąc tam przyciągałem ich niczym elektromagnes nadprzewodzący (czyt. bardzo). Oprócz Pani, która powiedziała, że kręcę się jak gówno w przeręblu (i - o czym zapomniałem wspomnieć - nazwała mnie 'Niuniek'), kupując na poczcie pocztówki spotkałem Panią, która podeszła i powiedziała, że zapomniała okularów i spytała czy mogę coś dla niej napisać. Zgodziłem się, zaczęła więc dyktować - 'Tego i tego dnia tu i tu, o tej godzinie znaleziono dowód osobisty'. Okazało się, że dowód znalazła gdzieś na ulicy, a na policję nie chce zanieść, bo nie ma pewności ile procedury by potrwały (no tak, w sumie Poczta Polska działa za to niczym błyskawica...), odnieść się boi, bo nie wie co to za typ. Najlepsze w całej historii jest to, że dowód ten trzymała w siatce, co później uargumentowała tym, że nie chce zostawić na nim swoich odcisków palców. Dopiero po chwili zrozumiałem, że najpewniej jej okulary leżą sobie wygodnie w torebce, lecz po prostu nie chciała by ją ewentualnie odnaleziono po charakterze pisma. Stąd teraz siedzę z uszykowaną do więzienia piżamą i czekam na nalot CBŚ...

wtorek, 14 grudnia 2010

Powrót koleją, czyli jak wystąpić w Faktach TVN

Ostrzegam uczciwie, że notka dziś wyjątkowo dość długa, podobnie jak i sama podróż. Jeśli ktoś ma ochotę się pośmiać, to zapraszam do lektury.

Do Lubelskich wydarzeń co prawda planuję jeszcze w następnej notce powrócić, na chwilę obecną chciałbym jednak 'na świeżo' opisać krótko powrotną podróż. By pojąć ironię całej sytuacji, wiedzieć powinniście, że do wyboru mieliśmy dwa powrotne pociągi: 15.55 i 19.45, przy czym pierwszy był z przesiadką w Warszawie i ten też wybraliśmy. Pierwsza część podróży minęła bardzo spokojnie i na siedząco zresztą. W Warszawie na peronie pojawił się pociąg tak piękny i nowoczesny, że nikt do końca nie wierzył, że to może być TO nasze TLK, okazało się jednak, że tak w istocie było. Podczas jazdy było dość gorąco, więc poproszono konduktora o zmniejszenie ogrzewania, co ten poszedł uczynić. Po chwili nie było już ani ogrzewania, ani jazdy - stanęliśmy w polu kilka(naście?) kilometrów przed Łowiczem. Ta piękna klatka okazała się dla nas więzieniem na najbliższe 3,5 godziny. Nie było jednak źle, ponieważ ogrzewanie po chwili wróciło, a my umilaliśmy sobie czas grając w kalambury... Po 3 godzinach dezinformacji okazało się, że najprawdopodobniej podjedzie po nas lokomotywa, zaciągnie na najbliższą stację i przesiądziemy się do pociągu, który... o 19.45 wyjeżdżał z Lublina. Tak też się stało, przy czym pociąg już podjeżdżając był delikatnie zapchany, w związku z tym po chwili upychania się nastał moment kryzysowy. Ludzie próbowali wejść do WC, by zrobić innym miejsce, to jednak było zamknięte, zaczęli więc walić w drzwi, pukać, krzyczeć 'otwierać!'. Po chwili przyszedł konduktor i również krzyczał - 'otwierać, bo ludzie chcą wejść'... Nikt się jednak nie odzywał, więc konduktor skorzystał z klucza, a wewnątrz... pusto, tylko komórka podłączona do ładowarki! Okazało się, że pewne indywiduum zostawiło ładowarkę i w jakiś sposób zamknęło drzwi... Stację później ktoś wysiadając się po ową komórkę zgłosił - oj, gdyby wzrok mógł zabić... A osobnik ten pożegnany został buczeniem. W WC urzędowała całą drogę pewna pani, której było trza pytać o pozwolenie przed skorzystaniem. Śmieliśmy się, że powinna pobierać opłaty... Dawno tak się nie cieszyłem na powrót do domu, a z dworca - mimo późnej pory (powinniśmy być ok. 22, byliśmy po 2) - przeszedłem pieszo, mając uraz do wszelkich mechanicznych środków transportu...

Relacja tekstowa oraz filmowa (Fakty TVN), przy czym dla filmowej krótka legenda:
00:45 : Studentka Fizyki
01:03 : Pani z WC
02:36 : Studentka Fizyki

sobota, 11 grudnia 2010

Lublin i powrót dobrych uczynków

Lublin przywitał mnie chłodem i śniegiem (mnóstwem śniegu), trolejbusami, pijanym Lublinianinem, którego odprowadzaliśmy (a raczej ciągneliśmy za sobą) w nocy na autobus, przy czym dowiedzenie się gdzie delikwent mieszka i co tam jedzie było również nie lada wyzwaniem, oraz Panią, która zaoferowała mi pomoc w odnalezieniu drogi tłumacząc, że kręce się jak 'gówno w przeremblu'. Dobre uczynki jednak zawsze wracają...

czwartek, 9 grudnia 2010

Rozstrzygnięcie konkursu

Uroczyście oznajmiam, że moja paprotka nie jest już bezimienna! A na imię jej Charlize (dla patriotów wersja alternatywna: Szarlotta). Drugie imię to Rita, natomiast na bierzmowaniu wybrała Jadwigę. Nazywa się Paprosia-Zosia, w sensie Paprosia z domu, Zosia po mężu, który jednak zwiądł dwie zimy temu, co skłoniło Charlize do wstąpienia do zakonu, gdzie wybrała na swe zakonne imię Iwonę, co miało być jednocześnie pokutą za kopania śpiących na ziemi znajomych pewnego lata w Skorzęcinie.

środa, 8 grudnia 2010

Paprocie imię w kinie w Lublinie

Moja skrzynka pocztowa ugina się wręcz od listów z zapytaniem o sens nazywania mej paprotki. Nie bardzo szczerze mówiąc je rozumiem, ponieważ jak inaczej niby miałbym ją do siebie przywoływać?..
Jeśli chodzi o rozstrzygnięcie konkursu, w związku z bardzo wysokim poziomem nadesłanych propozycji, jak i ich ilością - proszę jeszcze o cierpliwość.

W nocy z czwartku na piątek wyjeżdżam do Lublina na studencką konferencję o długiej nazwie. Mam nadzieję, że uda mi się dużo pozwiedzać ciekawych, fizycznych rzeczy dowiedzieć...

wtorek, 7 grudnia 2010

Powrót klamki i piękna paproć

Nie wspominałem tu chyba jeszcze, że od pewnego czasu udzielam korepetycji. Pieniądze zarobione w tym tygodniu postanowiłem przeznaczyć na upiększenie mojego pokoju. Po powrocie z zakupów doszedłem jednak do wniosku, że najprawdopodobniej trochę za mało biorę za godzinę, skoro pieniędzy starczyło mi jedynie na... paprotkę. Mimo wszystko było warto. Wybór imienia pozostawiam co prawda Magdzie, ale niniejszym ogłaszam konkurs na najlepszą propozycję drugiego imienia. Pomożecie?..

Dodatkowo zakupiłem dziś klamkę do drzwi (ale to już z zaskórniaków, ponieważ z korepetytacyjnych nie starczyło). Wmówienie sobie, że najtańsza klamka jest jednocześnie najładniejszą okazało się prostsze niż myślałem...

niedziela, 5 grudnia 2010

Na sportowo

Choć nie biegałem od prawie dwóch miesięcy, zapisałem się ostatnio na kwietniowy 4. Poznań Półmaraton. Szczerze mówiąc mam pewne drobne obawy w związku z tym, że już nawet po pierwszych zajęciach sekcji bowlingu miałem zakwasy... Trza zacisnąć zęby, pięć par gaci na krocze, kominiarkę na głowę, szpadel w rękę i jazda... na trasę!

piątek, 3 grudnia 2010

Proinnowacyjny chodnik

Dziś na jednych z zajęć Dziekan powiedział, że 'taka sytuacja jest dla nas paradajs'. Ktoś chyba się przypadkiem pochwalił finał którego TVN-owskiego programu ostatnio widział...

Ja rozumiem, że odśnieżanie chodników nie jest łatwym zajęciem, ale wydaje mi się, że jeśli już to się robi, to naprawdę warto by było zrobić przejście dla więcej niż półtora osoby... Poza tym nie chciałbym nadto marudzić, ale ogrzewanie w pociągu też by się przydało włączyć...

czwartek, 2 grudnia 2010

(Niespodziewany) Atak zimy

Uczucie gdy wraca się z zimna do ciepłego mieszkania jest bardzo przyjemne, nie przeczę. Widok płatków śniegu delikatnie tańczących wśród miejskich latarni - piękne, nie przeczę. Ale czekać (zwłaszcza będąc przeziębionym) 30 minut na autobus przy -11 *C, tylko i wyłącznie po to by ostatecznie odjechać tramwajem (również 10 minut po czasie, rzecz jasna) z kibicami, a następnie poczuć się niczym zdobywca bieguna, to już chyba naprawdę lekka przesada... Przynajmniej trochę odreagowałem, przeklinając co piąty płatek w oku, czyli nie przymierzając co drugi metr...